Buty brytyjskich listonoszy
Mam jedną parę Martensów. Mają dwanaście lat, kupiłam je jeszcze w liceum i jakoś nie mogę ich znosić. Dzielnie przetrwały niejedną zimę, były noszone nawet do letnich zwiewnych sukienek i spódnic. Zawsze miały czerwone sznurówki. Czasy się zmieniają, a kolejne pokolenie młodych ludzi nosi Martensy.
Martensy, to sprawiające wrażenie ciężkich, buty z żółtawą podeszwą i charakterystycznym żółtym stebnowaniem. Nosili je skini, punkowcy, ale i listonosze, modelki czy artyści. Zwykłe traperopodobne buty stały się wyrazem osobistych światopoglądów, ale i modnym dodatkiem do ekscentrycznego stroju lub elementem służbowego uniformu. W Martensach chodził nawet papież Jan Paweł II.
Martensy to niemiecki wynalazek. W 1949 roku wojskowy lekarz Klaus Märtens skręcił sobie kostkę podczas wyjazdu w Alpy na narty. Takie uszkodzenia leczy się długo i doktorowi nie pomogło nawet chodzenie w sztywnych żołnierskich butach. Doktor buty zrobił sobie sam. Pierwsza para powstała z miękkiej skóry, a podeszwa z gumy do opon samolotów Luftwaffe. Lekka, a zarazem wstrząsochłonna podeszwa była, jak na tamte czasy, nowatorskim pomysłem. Doktor Märtens ulepszał ulepszał wykonane przez siebie buty, zaś do współpracy zaprosił swojego kolegę ze studiów, doktora Herberta Funka. Może trudno w to uwierzyć, ale większość produktów była kupowana przez niemieckie gospodynie domowe. Resztę kupowali robotnicy. W powojennych Niemczech obuwniczy interes funkcjonował bardzo dobrze.
Lekarski tandem postanowił zaproponować swoje obuwie Europie. W 1959 roku angielska firma R. Griggs Gruop Ltd. kupiła prawa do produkcji niemieckich butów i zmodyfikowała ich fason dodając np. żółte stebnowanie. Nowa firma została nazwana Dr. Martens (zniknął niemiecki umlaut znad litery a). Pierwszy wyprodukowany model, wysoki na osiem dziurek, nazwano 1460 – od daty wypuszczenia go na rynek 1 kwietnia 1960 roku. No i się zaczęło. Wspomniani listonosze, zwykli obywatele i gwiazdy światowego formatu, przedstawiciele różnych subkultur, a nawet politycy, wszyscy w Martensach.
Firma wypuściła buty w ponad tysiącu wzorów i kolorów; kwiatki, flagi, kolory od pastelowych przez jaskrawe do zupełnie ciemnych, srebro i złoto, brokat i cekiny, wysokie buty sięgające kolan, biało – czarne półbuty, lakierki. Czego dusza zapragnie.
Minęło już sześćdziesiąt lat odkad dr. Märtens opracował pierwszy model butów i nic nie wskazuje na to, żeby moda na Martensy miała się kiedykolwiek skończyć. Przetrwały próbę czasu, bo po prostu są wielofunkcyjne. Moje, mimo wieku, pójdą na jeszcze niejeden spacer.
Tekst: Ania Dąbrowska
Zdjęcia: www.drmartens.com