Print me!

Współcześni twórcy czerpią z tego, co już było. W modzie wszystko co dawne zostało zmiksowane z tym, co nowe. Pamiętam, że w szkole podstawowej szczytem marzeń była bluza z „printem”, czyli nadrukiem. Nosiło się bluzy z napisami, które często nie grzeszyły sensem. Chodziło się też w legginsach, których nikt tak wtedy nie nazywał. Nosiłyśmy getry – najpierw z lycry, potem z „misia”. Moda na legginsy wróciła kilka lat temu i nie może się skończyć. Teraz te obcisłe spodnie to już nie tylko czarne getry, które można było kupić na każdym straganie, tak jak kiedyś. Dziś modne legginsy to takie, które mają jakiś wzór, nadruk nierzadko angażujący całą powierzchnię materiału.

Koń w galopie, reprodukcja obrazu „Wielka fala w Kanagawie” autorstwa Katsushiki Hokusai’a, Myszka Miki w tysiącu maleńkich reprodukcji czy błękitne niebo pełne białych puchatych obłoczków – możesz teraz założyć na nogi. Wzornictwo jest bardzo bogate – do wyboru wspomniane reprodukcje malarstwa, wzory autorskie, różne kolory i style – wszystko nadrukowane na dość grubych lycrowych legginsach. Są wzory poważne, są wzory naiwne, wręcz tandetne, ale ten styl cieszy się wielką popularnością. Nogi nareszcie wyglądają interesująco! W Internecie jest sporo stylizacji z legginsami w roli głównej. Niektóre „szafiarki” mogą pochwalić się kolekcją kilkudziesięciu spodni z nadrukami. Bo legginsy mają działanie uzależniające – masz jedne, to z pewnością kupisz kolejne.

Na getrach wcale nie kończy się nasza przygoda z printami. Projektanci dokładają drukowane bluzy, tank topy, kostiumy kąpielowe (często traktowane jak część normalnego stroju) oraz… sukienki. Te ostatnie zresztą bardzo ciekawe. Mając taki zestaw można pokusić się o wyjątkową, przyciągającą wzrok stylizację. W Europie triumfy święci firma LovelySally – wysyłają na cały świat, ale najtaniej nie jest – cena pary spodni to ok. 40 euro. Australijska firma Black Milk stara się nie powtarzać wzorów i kolekcji – jeśli wzór się wyczerpie, nie wraca do sprzedaży, no chyba, że klientki bardzo się o to postarają. Jednak ceny u nich to ok. 80 dolarów australijskich za parę legginsów (ponad 250 złotych). W Polsce powoli starują podobne firmy – przykładem może być MrGuGu&MissGo – produkty są nieco tańsze w porównaniu z zagranicznymi firmami, ale niestety jakość jest gorsza.

Tekst: Ania Dąbrowska
Zdjęcia: store.lovelysally.com, blackmilkclothing.com