Motocyklem przez Sardynię

Sardynia jest niezwykła. Południowe słońce, lazurowa woda, nagrzane powietrze. Podróżowaliśmy po wyspie od kilku dni, a nasz motocykl przykuwał wzrok. Najciekawsza była rejestracja – polskie numery budziły zdziwienie.
Ten dzień był jednak inny niż reszta. Rankiem, spakowani i gotowi, udaliśmy się do miasteczka Santa Teresa di Gallura, żeby złapać prom na Korsykę. Niestety ten w okolicach południa już odpłynął, kolejny był za trzy godziny.
Pojechaliśmy na plażę, żeby się wykąpać. Pogoda była średnia, słońce czasem wychodziło zza chmur. Odłożyliśmy podróż na Korsykę do następnego dnia.


Po plażowaniu pojechaliśmy do Palau, aby zobaczyć skały, które kształtem przypominają zwierzęta. Ale….idąca przed nami grupa Włochów skręciła w inną stronę. Pomyśleliśmy, że chcą obejść kupowanie biletu i … poszliśmy za nimi. Ale Włosi nie szli oglądać skał. Szli do opuszczonego wojskowego fortu, schowanego we wnętrzu góry. O forcie nie piszą w przewodnikach, nic o nim nie wiedzieliśmy.
Fort okazał się ciągiem korytarzy i pomieszczeń. Osłonięty murem (podobnym do tego, który widzieliśmy w Chinach) udawał, że go nie ma. Zwiedzaliśmy to tajemnicze miejsce z otwartymi ustami (uważając, żeby nam jakiś zaspany nietoperz nie wleciał do gardła). W murach fortu przeczekaliśmy deszcz i wróciliśmy do motocykla.

Postanowiliśmy przenocować z daleka od ludzi i, po raz kolejny, na dziko. Rozstawiliśmy namiot na otoczonej krzakami piaskowej polanie i poszliśmy spać. Jednak nie byliśmy sami. Obok namiotu przeszedł dzik. Pochrumkał sobie, pokręcił się chwilkę i poszedł dalej. Usnęliśmy, ale nie na długo. Ze snu wyrwał mnie Adam i to dosłownie bo złapał mnie za „fraki” i oboje usiedliśmy. Coś przez chwilę napierało na namiot…..a potem kręciło się przy motocyklu, drapiąc kufry. Nie był to dzik, ale raczej jakieś bardziej wścibskie udomowione stworzenie (na przykład mały smok:). Po raz kolejny próbowaliśmy zasnąć, kiedy rozszalała się burza z piorunami. Wiatr szarpał namiot, od góry trochę zaczęło nam przeciekać…..ogólnie przygoda!

Deszcz padał bardzo mocno i kiedy już nam się wydawało, że przestanie i ucichnie, zaczynał na nowo, ze zdwojoną siłą. Dopiero nas ranem grzmoty ucichły. Na poranny prom nie wstaliśmy…

Tekst i zdjęcia: Ania Dąbrowska