Notting Hill

Za sprawą znanej komedii Notting Hill, tytułowa dzielnica stała się celem niezliczonych pielgrzymek ludzi z całego świata. Wykreowany przez film sielski obraz codziennej harmonii z perspektywą na romantyczny happy end przyciąga do dziś, choć od premiery filmu minęło 15 lat.

Tutaj turyści są bardziej skupieni niż w National Portrait Gallery – męscy kopciuszkowie wypatrują gwiazd, a kobiety, w oczekiwaniu na spontaniczny smigus-dyngus, dziwnie przyglądaja się mężczyznom z napojami w opakowaniach take away. Winny temu jest Richard Curtis, prywatnie człowiek oczarowany dzielnicą (w przeciwieństwie do Hugh Grant’a, prywatnie nieznoszącego dzielnicy). Z popularności, jakiej przysporzył film, cieszą się, naturalnie, lokalni przedsiębiorcy (wśród nich, a jakże, księgarze), sprzedawcy, uliczni grajkowie i właściciele nieruchomości, których ceny w naturalny sposób poszybowały w górę. Niepocieszeni najemcy musieli pogodzić się z podwyżką czynszu bądź ustąpić miejsca bogatym Amerykanom i wyprowadzić się w rejony mniej bajkowe.

 

Dla londyńczyków ze stażem, bajkowość dzielnicy jest co najmniej dyskusyjna, a jej prawdziwe znaczenie o wiele bardziej dramatyczne już nie tylko dla Londynu, ale Wielkiej Brytanii w ogóle.

 

Powojenna Anglia potrzebowała rąk do pracy przy odbudowie kraju. Upadające Imperium przypomniało sobie o swych zamorskich obywatelach, jako potencjalnej taniej sile roboczej. Na samej Jamajce bezrobocie wynosiło 40%, emigracja zdawała się jedynym wyjściem dla karaibskich poddanych królowej. Bilet w jedną stronę kosztował niebotyczne £28, dla których wyprzedawano dobytek i zapożyczano się. Z powodu nadwyżki chętnych wobec miejsc, urządzano loterie mające decydować o tym, komu zostanie przyznane miejsce.

 

Niemiecki statek Monte Rosa, został zdobyty w 1945 przez Anglików i przemianowany na Empire Windrush. Na jego pokładzie, 22 czerwca 1948, 498 emigrantów z Karaibów dotarło do londyńskich doków na Tamizie i zaczęło organizować życie. Powoływalii własne kościoły, instytucje, w naturalny sposób rewidowali obyczaje rodowitych Angoli.

 

Powojenna imigracja budziła sprzeciw. Przybyszów oskarżano o wszystko: sutenerstwa, odbieranie pracy, rozboje. Kulturowe napięcie wybuchło w Notting Hill i okolicach 29 sierpnia 1958 r. W ruch poszły butelki z benzyną, były walki na pięści, łańcuchy rowerowe itp. Urządzano polowanie na czarnoskórych, napadano na „czarne” domostwa. Mieszkańcy dzielnicy wspomagani przez „braci” z innych części Londynu starali się odpierać ewidentnie rasistowskie ataki. To, co do tej pory należało do sfery sąsiedzkich anizmozji (również w innych rejonach Anglii), stało się społecznym problemem nr 1.

 

Rządowy projekt kontroli imigracji kłócił się z tradycją otwartości dla obywateli Zjednoczonego Królestwa (w tym kolonii), mówiono o apartheidzie w angielskim wydaniu. Kolejne wersje projektów, choć coraz bardzej restrykcyjne, znacząco nie ukróciły napływu emigrantów do UK. W międzyczasie przybysze z Windrush’a (wśród pasażerów znajdowało się również 60 polskich kobiet i dzieci, którzy przybijając do brzegów Tamizy, kończyli wojenną poniewierkę i liczyli na nowe życie w całkiem nowym kraju) stawali się szanowanymi obywatelami, pełniącymi ważne funkcje w lokalnych władzach. Ich dzieci i wnukowie bolączki emancypacji znają tylko z opowieści, o których ma również przypominać coroczny Notting Hill Carnival – impreza, która powstała z myślą o zasypywaniu przepaści kulturowych, a dziś największe party w Europie.