Serengeti – serce Afryki

Park Narodowy Serengeti wraz z Kraterem Ngorngoro to największa atrakcja Tanzanii i prawdziwe serce Czarnego Lądu. Jest to również teren objęty ścisłą ochroną, a uzbrojeni i wyposażeni w świetny sprzęt obserwacyjny strażnicy tropią potencjalnych kłusowników.
Nieskończona połać sawanny z typowymi dla tego regionu drzewami akacjowymi o płaskich koronach i wyspami kamiennych wzniesień, stanowi dom dla tysięcy wspaniałych dzikich zwierząt. Można je spotkać wybierając się na safari. Samochód z odsuwanym dachem bez trudu dotrze w najdalsze części parku.
Środek dnia w Serengeti to czas odpoczynku. Jest za gorąco na polowanie, więc łatwiej napotkać na lwie stado leniwie zwisające z drzew. Prawdziwe szczęście to spotkać lamparta – wielki cętkowany kot najchętniej relaksuje się na konarze akacji, a robi to w samotności i na tyle długo, na ile pozwolą mu ludzie; turyści licznie gromadzą się w okolicach takich drzew, zwołani za pomocą łączności radiowej.


O ile spoglądanie na dzikie koty zamieszkujące Park Narodowy Serengeti jest w miarę bezpieczne – wielkie mruczące kociska, tak jak te domowe, korzystają z każdej pory dnia, aby się przespać, tak słonie nie pozwalają sobie na takie luksusy. Największe ssaki na ziemi tylko z pozoru wyglądają na leniwe – słoń potrafi rozpędzić się do ok. 60 km/h, a nierówny teren w ogóle nie stanowi dla niego żadnej przeszkody. Roślinożerne kolosy całymi rodzinami przemierzają równinną połać, ale od czasu do czasu na horyzoncie zamajaczy samotny samiec.
Przyjęło się mówić, że to słoń jest najbardziej niebezpieczny na całej sawannie. Otóż, nie. Niebezpieczny nie jest nawet senny nosorożec, któremu w tym parku poświęca się szczególną uwagę i otacza wyjątkową ochroną (powodem są kłusownicy, którzy tylko czyhają na wielki kieł wyrastający z przedniej części głowy zwierzęcia – chińscy klienci płacą za niego krocie). Hipopotam – grubiutki, nieporadny, ospały. Niech no tylko otworzy paszczę, a ukażą się tam zasieki długich i twardych zębów, które jendym kłapnięciem poradzą sobie z intruzem.
Żyrafie zaloty – w pięknym godowym tańcu długie szyje zwierząt splatają się ze sobą, by po chwili znów się wyprostować i na chwilę od siebie oddalić. Dynamiczne ruchy nie przeszkadzają małym ptaszkom, które spędzają czas bezpiecznie uczepione krótkiej grzywy tych zwierząt.
Późnym popołudniem przychodzi czas na rozprostowanie kości. Do życia zabierają się hieny – garbate psy, które w swoim charakterystycznym przykurczu szukają czegoś do jedzenia. I najlepiej, gdyby się to jedzenie już nie ruszało. Ale nie zawsze tak jest, więc trzeba zapolować. W tle przemyka szakal. Można go pomylić z małym psiakiem.
Stado zebr skubie trawę. Patrząc na nie, naprawdę trudno orzec, czy to czarne paski na białym tle, czy może na odwrót. Niedaleko pasiastych koników zielonością w sposób dosłowny raczą się bawoły afrykańskie. Ich rogi zaczynają się pośrodku głowy, by następnie po jej bokach zejść nieco ku dołowi i zakręcić się ku górze. Najlepszy fryzjer by tego nie wymyślił.
Wieczór to także czas aktywności góralków – przemiłych gryzoni, które wydają donośne świszczące dźwięki – nie milkną nawet po zmroku, kiedy sawanna tonie w absolutnych ciemnościach. Wsłuchując się w dźwięki nocy można odnieść wrażenie, że dzikie życie jest tuż, tuż, zaraz za namiotem…

tekst i zdjęcia: Ania Dąbrowska