Maroko – karawaną przez Saharę

Za osadą Merzouga w południowo-wschodnim Maroku rozciągają się saharyjskie wydmy Erg Chebbi. W popołudniowym słońcu wyglądają jak krajobraz z pocztówki – mocno pomarańczowy piasek kontrastuje z ciemniejącym niebem. Przez pustynię warto wybrać się z karawaną wielbłądów, by poczuć się jak podczas klasycznej podróży z dawnych czasów. Aby dotrzeć do pustynnego obozowiska tuż po zmroku i przyjrzeć się zachodowi słońca, który spływa łagodnym blaskiem na wypiętrzenia piaszczystych wydm, trzeba wsiąść na wielbłąda już około czwartej po południu. W tym regionie noc nadchodzi szybko, a wraz z nią chłód i niebo zasnute morzem gwiazd.

Wielbłąd najpierw podniósł tylne nogi, więc mocno szarpnęło mną do przodu. Kiedy zwierzę stało już na wszystkich czterech łapach, okazało się być potulnym i łagodnym jak przysłowiowy baranek. Jazda na takim wielkim zwierzęciu może wydać się trudna i pełna niespodzianek – nic podobnego. Otóż, wielbłąd idzie powolnym, dostojnym krokiem, zaś z wysokości jego garbu można cieszyć się bezkresnym widokiem piasków, uformowanych w kopce i kopczyki. Obozowisko – kilka beduińskich namiotów z dziedzińcem wymoszczonym dywanami, to pustynny „hotel” na jedną noc. A noc to niezwykła, bo wcale nie trzeba spać w namiocie, wystarczy położyć materac na środku placyku między namiotami i usnąć pod niesamowicie rozgwieżdżonym niebem. Ale zanim to nastąpi przewodnik zaserwuje jeszcze tradycyjną marokańską potrawę – tadżin, w towarzystwie miętowej herbaty, tak słodkiej, że aż trudnej do wypicia. Wielbłądy natomiast, na noc zostają poza naszym miejscem noclegowym – swoją drogą, jak tylko zeszłam z pleców mojego puchatego towarzysza, zwierzę natychmiast ziewnęło rozwierając swoją paszczę w kąt prawie rozwarty i zasnęło, zupełnie jakby zmrok był sygnałem do snu, mimo, że godzina nie była późna. Wschód słońca na Saharze nie jest już tak spektakularny jak zachód. Zimne promienie otuliły obozowisko, a potem pobliskie wydmy. Jeszcze tylko jeden zjazd na snow… przepraszam sandboardzie i można z powrotem wsiadać na dromadera, by przemierzyć piaskową drogę do najbliższego miasteczka.

 

tekst i zdjęcia: Ania Dąbrowska