Targ Czarownic w La Paz

Stolica Boliwii, La Paz, to miasto z koszmarów, zwłaszcza, jeśli trzeba przez nie przejechać motocyklem, w tłoku, w szalonym amoku, w którym każdy dba wyłącznie o swój interes, przepycha się, trąbi, zajeżdża drogę, a to wszystko na drodze, która szumnie nazywa się autostradą, a w istocie jest nieoświetloną, poszerzoną asfaltówką z bogatym życiem na poboczach, które od czasu do czasu, materializując się głownie w postaci matek z dziećmi, przebiega beztrosko przed rozpędzonymi pojazdami.

Ale jak się już sforsuje ten dziki samochodowy tłum, i wjedzie, a właściwie zjedzie w dół, do miasta, można się zakochać. Choć i to sprawa indywidualna, bo jeśli na ulicach ludzie protestują, wybucha dynamit, a schować się w bramę równa się zobaczyć kłębowiska kabli tłoczące się przy przestarzałych licznikach, które wyglądają, jakby za chwilę miały eksplodować. Ale jest coś, co w tym mieście magnetyzuje – Targ Czarownic – Mercado de los Brujos. Tajemnicza nazwa kryje w sobie rzeczy iście…tajemnicze i budzące lekki, podskórny lęk. Bowiem mieszają się tam wielkie siły, wszak bazar to miejsce astrologów, czarnoksiężników, wróżbitów i magów. Jak w bajce.


Bazar przyciąga turystów dziwacznymi przedmiotami, magicznymi amuletami, afrodyzjakami, wyrobami z koki oraz… zakonserwowanymi płodami lam. Z daleka przypominają małe ptaszki, można się pomylić. Podchodząc bliżej widać już wyraźnie, że to co innego. Makabryczne? No trochę tak. Ale wystarczy zapytać co to takiego i w jakim celu, żeby się przekonać, że strach ma tylko wielkie oczy. Otóż, taką zaschniętą lamę kupuje się na szczęście – turyści nabywają je szczególnie chętnie. Jedna handlarka powiedziała mi, że dobrze powiesić lamę u powały w nowym domu, aby chroniła domostwo i jego mieszkańców. Ile to kosztuje? Największa lama to wydatek ok. 200 złotych. Lama to ofiara dla Pachamamy, która pomaga w osiągnięciu szczęścia i pomyślności. Oprócz lamy, można zaopatrzyć się w zdechłą ropuchę do odprawiania specjalnych rytuałów.

Kto odważny może sobie powróżyć u snujących się między straganami yatiri – wróżów w charakterystycznych kapeluszach. Za kilka boliwiano powiedzą, co się wydarzy. A sprzedawczynie – Indianki w różnym wieku, naprawdę robią wrażenie prawdziwych czarownic. Ale są sympatyczne i chętnie odpowiedzą na każde pytanie. Kupiłam cukierki z koki i kilka talizmanów. Jeśli chodzi o lamę – to miałam mieszane uczucia. Może innym razem.

Tekst i zdjęcia: Ania Dąbrowska