Misjonarze i ludożercy na krańcu świata

Moja przygoda z Południowym Pacyfikiem zaczęła się ponad 2 lata temu. Przy okazji dwumiesięcznej wyprawy entomologicznej na Nową Kaledonię skorzystałem z okazji, i po 2 miesiącach uganiania się za owadami na francuskim terytorium zamorskim, przeniosłem się ponad tysiąc kilometrów dalej.

Vanuatu było początkowo celem dodatkowym, który miał mi umożliwić przeprowadzenie ograniczonych w czasie badań do pracy dyplomowej z socjologii. Okazało się jednak, że nie tylko owady mogą być w tropikach interesujące. Jeszcze przed wyruszeniem na wyprawę udało mi się zebrać pewne informacje na temat kultury Melanezji, jednak żadna książka czy opracowanie naukowe nie jest w stanie oddać atmosfery wysp tamtego regionu.

Odcięte od świata, z reguły o bardzo małej powierzchni, tereny te od zawsze stanowiły trudne środowisko do życia zarówno dla ludzi, jak i zwierząt i roślin. W tych bardzo specyficznych warunkach przyrodniczych, w ogromnej izolacji od otaczającego świata, rozwinęła się kultura niezwykła, którą można zrozumieć dopiero po spędzeniu kilku dni i nocy w towarzystwie ni-Van (rdzenna ludność Vanuatu).

Mimo introdukowanego tam ponad 100 lat temu chrześcijaństwa, mieszkańcy wysp nadal wierzą w istnienie wszechobecnych duchów, które w ich kulturze mogą przybierać przeróżnie formy i kształty. Zakładają, że całe ich życie skupia się na dążeniu do pozyskania ponadziemskiej mocy – mana, która ma dać im także odpowiednią pozycję społeczną po śmierci. Praktykowany tu niegdyś kanibalizm miał służyć właśnie przejęciu mana zjadanego przeciwnika.

Wiara Melanezyjczyków ma niezwykle pragmatyczny charakter – istotne są dla nich jedynie te moce i duchy, które mogą przynieść im określoną korzyść w doczesnym życiu. Nietrudno więc zgadnąć, iż w tradycyjnych wierzeniach ni-Van trudno o choćby względną stabilizację. Od ponad tysiąca lat wiara tych ludzi opiera się o zmieniające się warunki środowiskowe, które są wyznacznikiem mocy posiadanej przez określone duchy.

Wydawać by się mogło, że po wprowadzeniu chrześcijaństwa w archipelagu sposób myślenia tych ludzi powinien ulec zmianie. Czy jednak tak się stało? Z moich doświadczeń zdobytych podczas miesięcznego pobytu wynika, że zmieniło się… bardzo niewiele. W większości wiosek owszem wzniesiono kościółki, jednak funkcjonują one równolegle z tradycyjną strukturą wodzowską suque, natomiast chrześcijański Bóg zamiast wypierać tradycyjne wierzenia, został po prostu umieszczony na szczycie hierarchii duchów. W efekcie powstała niezwykle interesująca religia synkretyczna, łącząca w sobie elementy chrześcijaństwa i prymitywnych wierzeń melanezyjskich. Ale czy można się temu dziwić? Chrześcijaństwo w końcu wzięło swój początek z pogańskich wierzeń śródziemnomorskich… Bardziej szczegółowy obraz tamtejszego społeczeństwa powinny dać planowane przez mnie na 2012 rok badania doktoranckie.

Vanuatu – państwo w Oceanii, położone na 83 wyspach na Południowo-Zachodnim Pacyfiku. Od 1906 do 1980 roku funkcjonowało jako kondominium brytyjsko-francuskie, natomiast od trzydziestu lat jako republika cieszy się niepodległością. Populacja to niewiele ponad 240 tysięcy osób – aż trudno uwierzyć, że jeszcze około 100 lat temu mówiono tam ponad 100 niezależnymi różnymi językami! Wilgotny klimat równikowy i wiecznie zielone, wznoszące się ponad ocean wzgórza, tworzą niepowtarzalny klimat tych wysp.

Tekst i zdjęcia: Karol Glimos
Zobacz stronę www autora